szkaplerz
rodzina szkaplerzna
szkaplerz
 


Dokument bez tytułu

Jerzy Zieliński OCD

Duchowość nabożeństwa szkaplerznego

Artykuł pochodzi z czasopisma "Karmel" 3/2001, Kraków 2001, s. 32-39.

Ojciec, Maryja i ja
Jezus, Maryja i ja
Duch Święty, Maryja i ja

Szacowna rocznica 750-lecia objawienia szkaplerznego to okazja do różnych refleksji, również nad duchowością zrodzonego stąd nabo­żeństwa. Innymi słowy to zaproszenie do postawienia sobie pytania: ku czemu prowadzi mnie Maryja, zakładając na mnie - rękami kapłana -swój znak? W rozważaniach nad szkaplerzem często zatrzymujemy się na maryjności Karmelu, a umyka naszej uwadze to, co jest jej sercem -duchowość maryjna. W znaku szkaplerza Maryja prowadzi nas swoimi drogami ku pogłębionemu życiu duchowemu, ukierunkowanemu na coraz większą zażyłość z Trójcą Świętą. Zobaczmy więc, od strony praktycznej, czym owocuje szczere przeżywanie duchowości maryjnej w znaku szka­plerza.

Ojciec, Maryja i ja

Pod macierzyńskim okiem Maryi dusza uczy się patrzeć na Boga jako na Rodzica. Wprowadzana jest stopniowo w tajemnicę Rodziny, którą jest Trójca Przenajświętsza. Człowiek ma intelektualną wiedzę na ten temat. Ale tu chodzi o przeżycie tej prawdy w sercu. Od przeżycia jakiejś tajemnicy rozumem do życia nią sercem jest daleka droga. Powo­łanie do uczestnictwa w rodzinnym życiu Boga jest pierwszym i najpięk­niejszym powołaniem człowieka. Każdy z nas ma przeżyć je w sposób możliwie najpełniejszy jeżeli chce być w swoim rodzinnym czy zawodo­wym życiu przekazicielem tych rodzicielskich relacji względem innych ludzi. Maryja bardzo skutecznie pomaga wchodzić w te tajemnice.

Bóg sam odsłania przed człowiekiem swoje oblicze Rodzica. On pierwszy troszczy się o los naszych prarodziców po ich upadku. W Księ­dze Rodzaju czytamy, że "sporządził dla mężczyzny i dla jego żony odzienie ze skór i przyodział ich" (Rdz 3, 27). Ojciec, który przyodziewa dzieci. Wzruszające słowa o charakterze swego ojcostwa wypowiedział przez niektórych proroków. Ustami Ozeasza tłumaczy: "Przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem: oni zaś nie rozu­mieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go" (Oz 11, 3-4). Ojciec, który przytula dziecko i karmi je. To przecież On jest miłością macierzyń­ską i On stworzył miłość matki. Ustami Psalmisty powie. "Ustrzegę go, zachowam przy życiu. Pokrzepię go na łożu boleści: podczas choroby poprawię całe jego posłanie" (por. Ps 41, 3-4). Ojciec, który opiekuje się chorym dzieckiem. Gdy Syjon żali się: "Bóg mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał", On odpowiada: "Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona za­pomniała, Ja nie zapomnę o tobie. Oto wyryłem cię na swoich dłoniach" (Iz 49, 14-15). Ojciec, który nieustannie podąża wzrokiem za dzieckiem, którego czujność jest nieporównywalnie większa od czujności ziemskiej matki.

Najpiękniej tajemnicę swego ojcostwa Bóg wyraził jednak w Chry­stusie, którego rodzi odwiecznie. Jezus uczy swoich uczniów zwracania się do Boga słowem Abba. Wyrażenie to należy do języka dziecięcego. Jest zdrobniałą formą którą w języku polskim należałoby oddać słowem "tato". Jezus modląc się do Ojca w taki właśnie sposób wyraża całą ser­deczność swego uczucia, którym Jego ludzkie serce, a zarazem serce Boga, związane było z Ojcem. Niektórzy twierdzą że w tym jednym sło­wie - Abba - zawiera się cała treść modlitwy, a nawet treść religii chrze­ścijańskiej [1] . Bóg Ojciec, Tato, który przyodziewa, który schyla się, bierze na ramiona i karmi, który podnosi do swego policzka, który poprawia posłanie w chorobie, którego oczy podążają za dzieckiem czujniej niż oczy matki. To jest tajemnica, do odkrycia której człowiek został powoła­ny. Gdy św. Teresa od Dzieciątka Jezus modli się do Boga słowem "Ta­to", to nie ujawnia jakiegoś duchowego infantylizmu czy niedorozwoju, ale wyraża prawdę o głębokim przeżyciu tajemnicy Bożego ojcostwa.

Znać swojego Ojca, poznać Boga jako Rodzica, to odkryć swoje pochodzenie, to zająć właściwe miejsce w życiu, to doświadczyć, że nie żyje się w próżni, że przeżywana codzienność jest wielkim darem dla innych. Poznać swoje odwieczne korzenie w sercu Ojca, to doświadczyć głębokiego pokoju w swoim sercu; pokoju, który trwa pomimo trudności. Ten pokój daje poczucie przynależności, którego nie może podarować świat, gdyż nie przez niego jesteśmy zrodzeni. Gdy przynależę do Rodzi­ny Ojca mam sens istnienia, mam pewność jutra, mam wieczną per­spektywę, która nie przeminie, choćby przeminął świat. Ten głęboki we­wnętrzny pokój - wyrosły z przeżycia tajemnicy Bożego rodzicielstwa -jest największym darem. Maryja, która już w pełni żyje rodzinnymi rela­cjami w łonie Trójcy Przenajświętszej, w swoim uwielbionym ciele i uwiel­bionej duszy, wprowadza oddane sobie osoby w przeżywanie sercem tych relacji. One zaś przyswajają je i żyją nimi znacznie szybciej, dosko­nalej i owocniej, aniżeli ci, którzy polegają na własnych siłach.

Ducha dziecięcej relacji względem Boga - mojego Rodzica pięk­nie ukazuje krótki, ale jakże mocny w swej wymowie psalm 131. "Panie, moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe. Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę - tak we mnie jest moja dusza. Izraelu, złóż nadzieję w Panu, odtąd i aż na wieki".

Aby w relacji konkretnego człowieka do Boga Ojca pojawiła się ta­ka atmosfera muszą zaistnieć w jego życiu pewne postawy. (1) Najpierw pokora, czyli cierpliwa praca nad przejawami pychy i nerwowego pra­gnienia bycia kimś. (2) Ponadto poprzestanie na tym, co małe i nie uga­nianie się za dokonaniami, mogącymi przynieść - w ludzkim mniemaniu -pochwałę, uznanie i prestiż; wyrzeczenie się dokonywania wielkich rze­czy, nawet dla swego Ojca w niebie, ale o własnych siłach. Bóg nie po­trzebuje moich czynów. Może ich dokonać beze mnie. On chce ofiary z mojego serca. (3) I wreszcie zaprowadzanie w sercu ładu i pokoju. Doko­nuje się to przez porządkowanie we właściwą hierarchię poruszeń, pra­gnień i planów. Ład i pokój ludzkiego serca są owocem pokory, a jego wartość zależy od tego, co kocha i za czym się ugania.

W dziecięcej relacji człowieka do jego Ojca w niebie nie chodzi więc o to, by wciąż dawał Mu coś z siebie. Jest to sprawa zupełnie inne­go porządku. Tajemnica polega na przyjmowaniu tego, co Ojciec mi daje. Prawdziwym dawaniem z siebie, które Bóg chce widzieć we mnie, jest przyjmowanie bez zastrzeżeń tego, co On dopuszcza. Jest to rzecz naj­doskonalsza, bo wtedy daję Mu siebie. Taki model dziecięctwa względem Boga pozostawiła nam święta z Lisieux tłumacząc, że zasługa polega nie na tym, aby wiele czynić i dawać, lecz raczej na tym, by przyjmować i wiele kochać.

Jezus, Maryja i ja

Największym skarbem Niepokalanego Serca Maryi jest Jej Syn Je­zus. Ona widzi wszystko w Nim. Jej Serce biło w czasie ziemskiego życia tylko dla Niego i tym samym rytmem bije w wieczności. Gdy Maryja pa­trzy na człowieka, to jego wygląd zewnętrzny, zewnętrzny sposób pre­zentacji i zachowania dostrzega jakby na drugim planie. Pierwsze, co przyciąga Jej uwagę to obraz Syna w duszy ludzkiej. Pod krzyżem otrzymała od Niego wszystkie ludzkie dusze, stając się ich duchową Mat­ką. Od tego czasu Jej zajęciem, obok nieustannej kontemplacji oblicza Najświętszej Trójcy w wizji uszczęśliwiającej, jest rodzenie Jezusa w duszach, praca nad tym, aby ten obraz do momentu śmierci człowieka udoskonalić jak najbardziej. W Niej obraz ten jest doskonały. Jej Serce to po prostu żywy Chrystus. Jeżeli człowiek oddaje Jej siebie, swoje serce, to w dowód wdzięczności za ten akt przyjęcia Jej macierzyńskiej miłości otrzymuje Jej Niepokalane Serce, a w nim Jezusa.

Gdy czyjeś serce decyduje się wziąć Maryję do siebie, proces kształtowania w nim oblicza Chrystusa prowadzi Ona tak skutecznie, że dopiero wieczność pokaże, jak wiele stracili, albo raczej jak wielu dóbr nie zyskali ci, którzy przeszli obok daru Jej osoby obojęt­nie. Wszystko, co Maryja czyni w życiu człowieka sprowa­dza się do pracy nad tym, aby upodobnić go we wszystkim i w możliwie największym stopniu do swego Syna. Jest to więc praca nad jego świętością gdyż świętość to podo­bieństwo duszy do Jezusa, a stopień świętości to nic in­nego jak wielkość tegoż upodobnienia.

Życiu i posłannictwu oddanego sobie człowieka Ma­ryja nadaje cechy osobowości Jezusa. Innymi słowy uczy go zachowywać się tak, jak On się zachowywał, myśleć tak, jak On myślał, reagować na radość i cierpienie tak, jako On reagował, kochać na pierwszym miejscu to, co On kochał. Lista podobieństw byłaby długa. Jest jednak płaszczyzna, na której wszystkie owe podobieństwa spo­tykają się - jest nią duch ofiary. Jezusowego ducha ofiary najpiękniej opisał św. Paweł: "To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystu­sie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy po­stać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej" (Flp 2, 5-8). W bardzo prostych sło­wach ducha ofiary wyjaśnił św. Faustynie sam Jezus, gdy ta pewnego razu zaczęła się uskarżać. "Kiedy po pierwszych ślubach wkrótce zapa­dłam na zdrowiu, a pomimo serdecznej i troskliwej opieki przełożonych i zabiegów lekarskich czułam się ani lepiej, ani gorzej, wtedy zaczęły mnie dochodzić zdania, że udaję. I tu zaczęło się moje cierpienie, stało się podwójne. Trwało to dość długi czas. W pewnym dniu skarżyłam się Je­zusowi, że jestem ciężarem dla sióstr. Odpowiedział mi Jezus: Nie żyjesz dla siebie, ale dla dusz. Z cierpień twoich będą korzystać inne dusze. Przeciągłe cierpienie twoje da im światło i siłę do zgadzania się z wolą moją" (Dzienniczek, 67).

"Nie żyjesz dla siebie, ale dla dusz" - tak najkrócej można określić ducha ofiary i w takim nastawieniu powinien patrzyć na swoje życie każdy człowiek przynależący do Maryi i z Nią idący za Chrystusem. Cechą tej postawy jest całkowitość. Nie można żyć połowicznie, to znaczy pewną częścią swojego życia dla siebie, a inną zęścią dla Chrystusa i dusz. Połowiczność jest najgorsza, gdyż na tym polu najczęściej żeruje szatan, a wielkie upadki rozpoczynają się od pozornie    niewinnej    i    niegroźnej przeciętności, od postawy, którą można określić zwrotem "trochę dla mnie, trochę dla ciebie, Jezu". Ta mentalność wcześniej czy później doprowadza do niebezpiecznego punktu, kiedy to dla owego "trochę dla mnie" człowiek poświęca coraz większe wartości. Odtąd niewierność zaczyna coraz częściej rodzić niewierność. Dzieje się tak dlatego, że w swoim życiu daje się Jezusowi czynności, prace, wysił­ki, wszystko, co zewnętrzne, ale nie daje się swojego serca, a to jest istota duch ofiary. Przyjąć i żyć duchem ofiary całkowitej to zaakcepto­wać, że ja sam, mój czas, moje plany, moje sprawy nie są już moje, ale Jezusa i jak się Jemu czy Maryi spodoba nimi zadysponować, godzę się na to.

Duch Święty, Maryja i ja

Nie można wypowiedzieć nawet jednego słowa o Maryi bez odnie­sienia go do Trzeciej Osoby Boskiej. Tym bardziej nie można mówić o powierzonym Jej życiowym powołaniu, bez uświadomienia sobie, że wszystko, co Ona czyni w naszym życiu jest dziełem Ducha Świętego. Między Duchem świętym a Maryją istnieje więź, której rozumienie wymy­ka się zupełnie ludzkiemu umysłowi. Więź tak jedyna, że przed Maryją podobnej nie było, ani po Niej już nigdy takiej nie będzie. Tę tajemnicę staramy się wyrazić nazywając Maryję Przybytkiem Ducha Świętego czy też Jego Oblubienicą.

Powołany do świętości człowiek potrzebuje odpowiedniej pomocy i duchowego wyposażenia by zrealizować tę misję. Dary Ducha Świętego, które otrzymał, są takim wyposażeniem i pomocą jednak posiadać je to jedna rzecz, a rozwinąć je w sobie i wykorzystać w pełni to rzecz zupełnie inna. Gdy ktoś składa w ręce Maryi swoje życie, składa również owe da­ry. Ona zaś doprowadza je do takiego rozwoju, jakiego nigdy nie zobaczy się u człowieka idącego przez życie ze swoim powołaniem w pojedynkę.

Najważniejszą sprawą jest tutaj współpraca z poszczególnymi da­rami Ducha Świętego. Maryja przygotowuje grunt naszego serca, aby taka współpraca nie tylko zaistniała, lecz również, aby była trafna, stała i zdecydowana. Doprowadza Ona do rozwoju w każdym z nas niepowta­rzalnej odmiany świętości. Używając obrazu św. Pawła, że jedna gwiazda różni się jasnością od drugiej (por. 1 Kor 15, 41), można powiedzieć, że każdy otrzymuje swoje niepowtarzalne oblicze wyróżniające go z całej rzeszy ludzi.

Dar mądrości pomaga nam patrzeć na to, co nas otacza, w taki sposób, jak patrzy na to Bóg. W Księdze Rodzaju, przy opisie stworzenia świata, czytamy: "...Pan Bóg widział, że wszystko, co stworzył było bar­dzo dobre!" Pomaga nam zatem dostrzegać dobro w świecie, całe jego piękno, piękno człowieka, pomimo, że ten świat jest bardzo daleki od ideałów i przesiąknięty złem. Duch mądrości uzdalnia nas do dostrzeże­nia dobra w innych, pomimo tego, że pewne zachowania ludzkie mogą denerwować, drażnić, a nawet smucić. Uzdalnia do dostrzeżenia dobra również w sobie, mimo iż tak wiele razy zawiedliśmy, mamy wiele wad i czasem mamy dosyć samych siebie. Doświadczamy, że wszystko w per­spektywie wieczności ma nieskończoną wartość, nawet jeżeli wiąże się z jakąś próbą przeciwnością cierpieniem czy krzyżem. Dar mądrości uzdalnia do patrzenia na wszystko mądrze - to znaczy z miłością i wlewa w duszę głęboki pokój, co skłania do rozsiewania tego pokoju także na innych ludzi.

Dar rozumu, rozświetlając wiarę człowieka, pomaga mu wniknąć głębiej w tajemnicę Boga; pomaga mu, na ile to jest możliwe dla ludzkie­go umysłu, przeniknąć Jego przymioty, czyli kształtuje zmysł wiary. "Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego" (1 Kor 2, 10). W ten sposób uwalnia umysł od niewłaściwych i błędnych pojęć, pozwalając cośkolwiek przeczuć z tej doskonałości Bożej, która będzie źródłem wiecznego szczęścia w niebie. Ta czystość i subtelność umysłu, którą Jezus nazywa w Ewangeliach czystością serca, napełnia duszę głębokim i niezmąconym pokojem, zadatkiem błogosławieństwa płynącego z wi­dzenia uszczęśliwiającego w niebie. "Błogosławieni czystego serca, al­bowiem oni Boga oglądać będą" (Mt 5, 8).

Dar rady poddaje całe praktyczne życie człowieka pod działanie Ducha Świętego, który prowadzi duszę do możliwie najwyższych stopni uzgodnienia jej życia z życiem Boga. Uzdalnia do dokonania właściwego wyboru, przed jakim stajemy praktycznie każdego dnia. Daje światło szczególnie na te momenty, które są dla nas całkowitą nowością a mu­simy podjąć jakąś decyzję. Pomaga w praktycznym rozeznaniu, która z dwóch rzeczy dobrych jest lepsza i ważniejsza w planach Bożych. Za­chęca i pociąga serce do rzeczy wyższych. Bóg jest miłością. Skoro ob­darza człowieka swoimi darami i przebacza mu winy, również on - w spo­sób naturalny i spontaniczny - pod działaniem tegoż daru odczuwa po­trzebę niesienia pomocy bliźnim, świadczenia im miłosierdzia, przeba­czania, nie patrząc na koszty ofiary z siebie.

Dar męstwa, który na pierwszym miejscu dotyczy rzeczywistości duchowej - męstwa ducha, dopomaga człowiekowi, by nie zniechęcił się w czynieniu dobra, w pracy nad doskonaleniem siebie i nie doszedł do wniosku, że nie warto tego czynić lecz wystarczy poprzestać na przecięt­ności. Udziela wytrwałości. Daje wewnętrzną moc, aby człowiek przeciw­stawił się pokusie zła, a szczególnie tego, które szatan przyodziewa w subtelne i zwodnicze płaszcze dobra, godziwości i pożyteczności. Dopo­maga w znoszeniu cierpień, a gdyby trzeba było dać świadectwo wierze czy heroicznej miłości wobec innych, uzdalnia także do męczeństwa za te sprawy. Ćwiczy hart ducha przy podejmowaniu codziennych umar­twień i obowiązków. Oddala od niebezpiecznej w życiu duchowym zasa­dy: robię to, na co mam w tej chwili ochotę.

Dar umiejętności (zwany też darem wiedzy) ukazuje człowiekowi marność stworzeń, ich niewystarczalność i nietrwałość, pomagając w ten sposób bardziej przylgnąć do Jezusa. Chroni przed przecenianiem tego, co posiadamy i tego, co wiemy. Uczy widzieć wokół siebie realnie istnie­jące piękno, uczy doświadczać miłości i obdarzać nią wszystkich wokół. Duch umiejętności prowadzi też człowieka do szczerego żalu, gdy ten dostrzeże, że koncentrując się na tym, co stworzone odwrócił się od Chrystusa i Jego spraw.

Dar pobożności daje silne poczucie jedności z Bogiem i człowie­kiem, któremu się służy. Nie uzdalnia nas do wykonania tylko pojedyn­czych czynów pobożności, ale do postawy życiowej, do Jezusowego stylu życia. Umożliwia zwracanie się do Boga, w dziecięcym nastawieniu, słowem Abba - Tato, które wprowadza w nasze życie ducha łagodności, życzliwości, przychylności, podobnie jak w normalnej rodzinnej atmosfe­rze. Przygaszą wszelkie niechęci i urazy w odniesieniu do bliźnich i po­zwala odczuwać błogosławieństwo złączone z praktykowaniem cichości, co czyni człowieka prawdziwym właścicielem swego serca, gdyż nie jest już ono wstrząsane namiętnościami, a także uzdalnia go do szczególne­go oddziaływania na serca innych ludzi, które łatwo dają się podbić sło­dyczą i dobrocią.

Dar bojaźni Bożej hamuje w duszy pożądanie rzeczy ziemskich, strzegąc od grzechu, a przez to czyniąc nas bardziej swobodnymi, pew­nymi i bliższymi Boga. Uzdalnia do lęku, aby nie stracić Boga. Duch Bo­żej bojaźni wywołuje w nas "lęk" przed grzechem. Nie chodzi tu jednak o uczucie przerażenia, ale o postawę szacunku wypływającą z gorącej miłości do Ojca, któremu nie chce się okazać żadnej przykrości, obojęt­ności i braku czułości. Dar ten uzdalnia również do owocnego rozważania Męki Pańskiej.

Już ten pobieżny przegląd roli, jaką odgrywają dary Ducha Święte­go w naszym życiu uświadamia nam jak bardzo winniśmy troszczyć się o ich rozwój, a szczególnie o związanie się z Tą która może nam ten roz­wój niezmiernie przybliżyć i uczynić rzeczywistością codziennego życia.

Szkaplerz jest darem, który domaga się odpowiedzi. Odpowiedzi tym pełniejszej im bardziej czujemy w sobie przynaglenie, by spotkać się z Bogiem blisko, tak "od serca". W znaku szkaplerza Maryja pozornie wiąże nas z sobą. Tylko pozornie, gdyż ci, którzy decydują się przyjąć Jej pośrednictwo wnet namacalnie doświadczają że idąc tą drogą szybciej doszli "maryjnym skrótem" do spotkania z największą Tajemnicą - od­wiecznym i miłującym Sercem Trójcy Świętej.  



[1] T.M. Dąbek OSB, Związek miłości z Duchem Świętym w Piśmie Świętym Nowego Testa­mentu, Kraków 1993, s. 17

 
szkaplerz
Aby otrzymywać materiały formacyjne i informacje
o nowościach na naszej stronie
wpisz swój adres mailowy.

 

 

 
góra strony
  Dokument bez tytułu

 

 
 

Strona Rodziny Szkaplerznej Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych