szkaplerz
rodzina szkaplerzna
szkaplerz
 


Dokument bez tytułu

13. Uratowany na wieki przez szkaplerz

Przewiel. Ojciec Placyd -Maria od Najświętszej Panny, karmelita bosy z Walencji (Hiszpania), donosi w  marcowym numerze czasopisma naszego "El Carmelo" z roku 1921, o następującym zdarzeniu:

Pewien starszy pan z Walencji, ojciec rodziny, ciężko zaniemógł. Choroba przeciągała się od kilku miesięcy, stan zdawał się coraz groźniejszym, zwiastując niechybnie bliski  koniec. Niestety, chory, który od szeregu lat zaniedbał swoje obowiązki religijne, i teraz, u progu wieczności, nie chciał słyszeć o pojednaniu się z Bogiem.

Daremne były wszystkie prośby, nalegania i zabiegi pobożnej jego żony, daremna jej boleść i zgryzota. Przyjmował wprawdzie , ze względów uprzejmości, odwiedziny księży, lecz nie znosił, by rozmowę kierowano na przedmiot religijny. Przy pierwszym zdaniu kapłana, mającym na celu jaki zwrot o Bogu, natychmiast przerywał, mówiąc: "Ojcze, proszę szanować moje przekonania, tak jak ja Wasze przekonania poważam, nie mówmy już więcej o tym". Z podobną stanowczością osuwał od siebie wszystkie przedmioty religijne, jak szkaplerze, medaliki itp. Zdawało się, jakoby szatan już całkiem zawładnął tą  biedną, zbłąkaną duszą.

Tak mijały dni i tygodnie. Lekarze oczekiwali już ostatniej chwili. Zbolała żona widząc bezskuteczność wszystkich swoich wysiłków, w gorącej modlitwie jedynie szukała ratunku i innych do modlitw w  tej intencji nawoływała.

Pewien kapłan, z zakonu św. Kamila, odwiedzający chorego, widząc go już bliskim zgonu, a chcąc koniecznie ratować jego duszę, raz jeszcze spróbował zapukać do tego zatwardziałego serca, zachęcając  go z ujmującą dobrocią i słodyczą do przyjęcia Sakramentów św. Lecz i to daremne, odpowiedź brzmiała jak zwykle ta sama: "Proszę szanować moje przekonania i na próżno mię nie męczyć".

Gdy już wszelka nadzieja wykluczona być się zdawała, zbliżyła się córka do łoża umierającego ojca i wiedziona natchnieniem łaski i wiarą w potęgę Marii, Królowej Szkaplerza św., zdjęła ze siebie własny swój Szkaplerz i poprosiwszy ojca, by nieco uchylił głowę, pod pozorem poprawienia mu poduszki, zręcznie zawiesiła mu Szkaplerz św. na szyi.

Wkrótce chory spostrzega na sobie sukienkę Królowej Karmelu - lecz cisza - nic się nie odzywa - Szkaplerza nie odrzuca. Nadeszła chwila łaski. Ucieczka grzeszników, Matka wielkiego Miłosierdzia, jak gdyby przemocą to biedne serce zdobyć chciała. Chory blednącymi wargami szepcze te słowa: "Idźcie prędko, biegnijcie!...Nie rozumiejąc ich znaczenia, krewna, czuwająca przy nim, sądzi, że to majaczenie w gorączce. Chory szepcze ponownie: "Idźcie prędko, biegnijcie!... Syn umierającego, wchodząc właśnie do pokoju, usłyszał te słowa i pyta: "Dokąd ojcze? Czy może po księdza, który by cię wyspowiadał?" - Tak, - brzmiała odpowiedź - biegnijcie na probostwo, ale śpieszcie się,  bo czasu mało".

Łatwo zrozumieć, z jakim pośpiechem spełniono to zlecenie. Nadszedł kapłan. Chory wyspowiadał się z oznaką prawdziwej skruchy i żalu serdecznego i sam poprosił o św. Wiatyk. A gdy go zapytano, czyby i Olei ś . pragnął, odrzekł, że pragnie wszystkiego, co Kościół św. przypisuje.  Przyjąwszy Sakramenta św., poprosił o krucyfiks i okrywać go począł gorącymi pocałunkami, a gdy mu już siły ustawały, by podnosić do ust wizerunek Zbawcy Ukrzyżowanego, prosił o pomoc swoje otoczenie. I w tym usposobieniu oddał swą dusze Bogu. Szkaplerz św. stał się biednego grzesznika prawdziwym "Znakiem Zbawienia".

 
szkaplerz
Aby otrzymywać materiały formacyjne i informacje
o nowościach na naszej stronie
wpisz swój adres mailowy.

 

 

 
góra strony
  Dokument bez tytułu

 

 
 

Strona Rodziny Szkaplerznej Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych